Od przywileju do rynku: jak prawo zrobiło z osady miasto
Miasto nie rodzi się jednego dnia. „Lokacja” ma dwa oblicza: to zarazem czynność prawna (decyzja nadająca ramy ustrojowe i gospodarcze) oraz działanie przestrzenne, które porządkuje zabudowę wokół miejsca handlu. W praktyce bywa to proces rozciągnięty w czasie: od sprowadzenia osadników i zdobycia przywileju targowego po wykształcenie instytucji miejskich. Tak właśnie należy czytać początki Barcina — jako ewolucję, nie fajerwerk jednorazowej daty.
Choć oryginalny akt lokacyjny się nie zachował, zachowała się pamięć prawa, na którym miasto działało. W księdze wójtowskiej z lat 1565–1668 widać rozwiązania typowe dla prawa magdeburskiego: opisane, wymierzane działki dziedzica i mieszczan oraz dziedziczenie zrównujące kobiety i mężczyzn, co odróżniało je od praktyk chełmińskich. Sto lat później, w księdze burmistrzowsko-wójtowskiej z lat 1699–1768, pisarz zamyka sprawy karne, odwołując się do Speculum Saxonum — kodeksu niemieckiego prawa miejskiego w odmianie magdeburskiej. To twarde ślady prawno-ustrojowego DNA miasta.
Skoro brak aktu, trzeba szukać „kamieni milowych”. Najważniejszy z nich to przywilej z 27 grudnia 1472 r., który ustanowił dla oppidum Barczyno doroczny jarmark i targ tygodniowy (wyznaczony w źródle na feriae secundae). Słowo oppidum nie pozostawia wątpliwości: miasto musiało otrzymać prawa po 1461 r., a przed 1472 r. Przywilej nie tylko sankcjonował miejski status, lecz także wpinał Barcin w sieć handlu lokalnego, nadając rytm tygodnia i rok kupcom, rzemieślnikom oraz przybywającym z okolicy chłopom.
Co więcej, w kolejnych stuleciach miasto powiększało pulę uprawnień. Wpis z 17 kwietnia 1665 r. poświadcza pięć dorocznych jarmarków: po 29 VI (Piotr i Paweł), po 8 IX (Narodzenie NMP), w okolicy 29 IX (św. Michał), po 29 X (Szymon i Juda) oraz po 21 IX (św. Mateusz). To już nie incydent, lecz kalendarz gospodarczy, z którego profity trafiały do ówczesnych właścicieli. A 24 stycznia 1671 r. liczba jarmarków wzrosła do sześciu, co potwierdza rosnącą rangę ośrodka w wymianie towarowej regionu; później wspominany jest jeszcze rok 1764. Prawo nie tylko definiowało Barcin — prawo zasilało jego rynek.
Wreszcie, miejską tożsamość dopełniały instytucje i kancelarie, których ślady przetrwały lepiej niż pergamin lokacyjny. Same księgi są dowodem trwałości samorządu i codziennej jurysdykcji, a fakt, że Barcin nie był lokowany „na surowym korzeniu”, lecz wyrastał z już zagospodarowanej przestrzeni, tłumaczy jego powolny, ale konsekwentny marsz ku miejskości. To opowieść o mieście budowanym przez prawo, rynek i pamięć zapisaną w księgach — nawet jeśli pierwszy, najważniejszy dokument zginął w dziejowych zawieruchach.
Województwo kaliskie w XVI wieku | Mapa historyczna administracyjna
Ślady, które składają się na miasto
Najmocniejszym początkiem tej historii jest jedno słowo – „oppidum”. Pada w królewskim przywileju z 27 grudnia 1472 r. i wskazuje Barcin jako ośrodek już miejski. Skoro w dokumencie pojawia się „in oppido Barczyno”, wcześniejsza lokacja musiała nastąpić po 1461, a przed 1472 rokiem. To krótki, ale precyzyjny korytarz czasu, który zamyka dyskusje o „późnej” genezie miasta i stawia fundament pod dalszą chronologię.
Kolejne ogniwo to rejestry szosu. W wykazach dla województwa kaliskiego z lat 1576–1583 i 1591, a także 1618–1620, Barcin występuje obok innych miast, co jest praktycznym dowodem fiskalnego traktowania go jako organizmu miejskiego. Nie ma tu miejsca na domysły: wpis do rejestru podatku miejskiego oznacza uczestnictwo w sieci praw i obowiązków typowych dla miast – od ściągania należności po udział w obiegu towarowo-pieniężnym. Barcin płaci jak miasto, więc jest miastem – tak mówi suchy zapis skarbowy.
Trzeci punkt kontrolny prowadzi przez wizytacje kościelne. W wykazie kościołów diecezji włocławskiej z 1577 r. Barcin pojawia się wśród ośrodków o ustabilizowanym statusie, a w kwietniu 1585 r. biskup Stanisław Karnkowski opisuje go wprost jako „oppido”. Język kancelarii kościelnej nie jest barwny, ale bywa bezlitosny w precyzji: to miasto właścicielskie, funkcjonujące w strukturze parafialnej – i tyle wystarczy, by dołożyć kolejną cegłę do definicji „miejskości”.
Nie bez znaczenia jest też „spuścizna kancelaryjna”: zachowane księgi miejskie i ich codzienna buchalteria życia. Sama fizyczna obecność ksiąg – rejestrów spraw, decyzji, transakcji – odsłania organizację samorządu: jest rada i ława, jest burmistrz i wójt, są procedury i nawyki administracyjne. W takich materiałach widać nie tylko kompetencje lokalnej władzy, ale i szacunkowy moment ukształtowania się urzędów, bo urząd zostawia ślad już od pierwszego posiedzenia. To księgi „zwykłe”, a jednak rozstrzygające: miasto poznaje się po papierach.
Wreszcie – porządkowanie mitów. W literaturze powracała data 12 czerwca 1541 r., czasem mylona z aktem lokacyjnym. Tymczasem to wpis do księgi grodzkiej kcyńskiej dotyczący sporu granicznego między Andrzejem Krotoskim a Piotrem Opalińskim; „in oppido Barczyno” jest tu tylko ramą miejsca, nie treścią przywileju. Dla chronologii ma to znaczenie podwójne: potwierdza istnienie miasta w 1541 r., ale nie dowodzi aktu lokacji w tym roku. Ramy „po 1461 – przed 1472” pozostają najbardziej spójne z całością świadectw.
Gdy te źródła złożyć w jedną układankę, obraz jest klarowny: termin z 1472 r. ustala dolną i górną granicę lokacji, rejestry szosu potwierdzają ciągłość przywilejów i ciężarów miejskich w drugiej połowie XVI i na początku XVII wieku, wizytacje dopowiadają język prawno-kościelny „oppido”, a spuścizna kancelaryjna pokazuje działający mechanizm samorządowy. Dla porządku można dodać, że jeszcze w 1671 r. królewska kancelaria używa formuły „oppidi”, wzmacniając wcześniejsze ustalenia – ale to już tylko echo dobrze zestrojonego chóru dowodów. Tak brzmi „miejskość” Barcina: w datach, w księgach, w praktyce.
Miasto na rzece: plan Barcina bez murów
Barcin był miastem „pojedynczym”, rozwiniętym po obu brzegach Noteci. Nie otaczały go mury, więc jego kształt nie wynikał z kurtyn i baszt, lecz z układu prostego: rynek i ulice wylotowe. Rzeka nie zamykała przestrzeni, przeciwnie – porządkowała ją, stając się osią, wokół której układała się komunikacja i zabudowa. Miasto rosło równolegle do nurtu i poprzez nurt; konieczność przepraw spinała oba brzegi w jedną funkcjonalną całość, a plan pozostawał czytelny mimo braku fortyfikacji i bram.
Sercem kompozycji był rynek o wymiarach około 65×120 m – regularny prostokąt przewidziany dla handlu i spraw publicznych. Przy rynku stał ratusz (w późniejszym czasie pełniący także funkcję aresztu) oraz pręgierz, wyraźny znak porządku i jurysdykcji. Otwarte wnętrze placu spinało pierzeje, a jego proporcje dyktowały kierunki i rytm ulic. Z rynku „czytało się” całe miasto: to on adresował wyloty traktów, porządkował podział działek i stanowił punkt odniesienia dla dalszej zabudowy.
Układ wyprowadzających ruch traktów był klarowny i celowy. Pięć głównych ulic pełniło określone funkcje: Młyńska biegła na przedmieście, ku Kniei prowadziła ku strefie leśnej, Krotoska wiązała Barcin z ważnym kierunkiem osadniczym, Gnieźnieńska wychodziła ku drodze na Gniezno, a ulica „do dworu” łączyła rynek z zapleczem właścicielskim. Te nazwy są mapą funkcjonalną miasta: pokazują zależności między centrum a otoczeniem – od przedmieścia i lasu po szlak regionalny i siedzibę właściciela.
Położenie nad rzeką wymuszało konkretne rozwiązania techniczne. Miasto spinały mosty i groble, zapewniające realną łączność dwóch części, a nie tylko „narysowaną” na planie. W obrazie Barcina pojawiają się także brukowane odcinki ulic, których naprawy finansowano z kasy miejskiej – to dowód troski o przejezdność i o wspólne dobro. Jednocześnie zabudowa była przeważnie drewniana, a parcele odgradzano płotami, co porządkowało granice posiadłości i układało linie frontów od rynku po peryferie.
Choć Barcin nie tworzył sylwety baszt, był miastem otwartym o czytelnym środku i czytelnych kierunkach. Brak murów nie oznaczał bezkształtu; przeciwnie, dawał elastyczność – pozwalał dostosowywać przebieg ulic i parcel do potrzeb ruchu oraz do uwarunkowań rzeki. W tym sensie „pojedynczość” nie była ograniczeniem, lecz logiką formy: rzeka porządkowała, rynek skupiał, a ulice łączyły oba brzegi i kierunki wyjścia z miasta. Tak złożony, a zarazem prosty plan definiował codzienność Barcina.
Rytm jarmarku, szum młynów i miłosierdzie
W Barcinie kalendarz ekonomii wybijano dzwonem jarmarcznym. Po królewskim potwierdzeniu z 17 IV 1665 miasto zyskało pięć dorocznych jarmarków: po 29 VI (Piotr i Paweł), po 8 IX (Narodzenie NMP), w pobliżu 29 IX (św. Michał), po 29 X (Szymon i Juda) oraz po 21 IX (św. Mateusz). Uzupełniał je targ tygodniowy w feriae secundae, który porządkował ruch towarów i ludzi w takt poniedziałków. Z tych dni brały się konkretne dochody właścicielskie – korzystali z nich m.in. Teodor Łącki i Katarzyna Komorowska. A gdy 24 I 1671 królewska kancelaria potwierdziła już sześć terminów, poświadczenie to wskazało także na ciągłość praw do zysków właścicielki. W tej księgowej prozie kryje się obraz żywego rynku, który ściągał okolicę i karmił miejską kasę.
Produkcyjne serce biło na Przedmieściu Młyńskim, za mostem i groblami. Tu pracował browar miejski oraz kilka browarów mieszczan, a obok nich mielcuch miejski i drugi mielcuch – początkowo wspólny, potem wykupiony przez jednego z udziałowców. Wzdłuż ulicy ciągnęły się młyny barcińskie; nie znamy ich pełnej liczby, pewne jest jednak, że najpóźniej w 1461 r. działał młyn wodny, skoro o jego nielegalną budowę spierali się Jakub Krotoski i biskup włocławski. Ta scena sprzed dwóch stuleci pokazuje, jak wcześnie energia rzeki została wprzęgnięta w miejscową produkcję – od mąki i słodu po zaplecze dla rosnącego handlu.
Na tej samej ulicy funkcjonował szpital, rozumiany jako przytułek. Przynależały do niego grunta szpitalne, na których wolno było osiedlać się mieszczanom – rozwiązanie łączące opiekę z gospodarowaniem przestrzenią. 17 VII 1651 padła kwota, która mówi więcej niż manifesty: 1 200 złp przekazane przez Zygmunta z Grudnej Grudzińskiego z zapisu Grzegorza Tuza. Taki zastrzyk gotówki oznaczał opał na zimę, chleb dla pensjonariuszy, naprawy dachu i wynagrodzenia posługaczy. Na mapie małego miasta to nie margines, lecz instytucja spajająca wspólnotę, wspierana darami i osadzona w codziennej gospodarce.
Złożywszy te wątki, widać ekonomiczny trójkąt Barcina: jarmarki i targ generowały popyt i gotówkę, Przedmieście Młyńskie dostarczało energii wodnej i wyrobów, a szpital rozdzielał część zasobów zgodnie z zasadą opieki nad słabszymi. Właściciele pobierali dochody z przywilejów, mieszczanie mieli pewne zatrudnienie i rynek, a okoliczne wsie – regularny zbyt. W tym świecie daty i sumy są jak kamienie milowe: 1665 – pięć jarmarków, 1671 – sześć, 1651 – 1 200 złp na ubogich; a obok nich 1461 – rok sporu o młyn wodny, który zdradza wcześniejsze niż się sądzi sprzęgnięcie prawa, rzemiosła i rzeki w jeden miejski mechanizm.
Województwo kaliskie w XVI wieku | Mapa historyczna krajobrazowa
Dwór nad miastem: kto naprawdę rządził Barcinem
Początki barcińskiej władzy właścicielskiej prowadzą do Krotoskich herbu Leszczyc. To im przypisuje się lokację i rozwój miasta; ich rządy trwają co najmniej do 1624 r.. Geneza majątkowa rodu splata Kujawy z Wielkopolską: w XIV w. funkcjonują dwie linie – ostrowska oraz kościelecko-pakoska – a podział z 29 I 1362 r. między Wojciechem i Hektorem z Pakości rozrzuca dobra od Pakości, Wielowsi i Rybitw po Sadłogoszcz, Piechcin i Lutkowo. Wtedy Barcin jeszcze nie pada z nazwy, ale ciągłość własności tłumaczy, dlaczego późniejszy ośrodek miejski wyrasta właśnie w tym kluczu. To ród lokatorów staje się rzędem właścicieli.
Dwór stanowi realne centrum decyzji – i to często z daleka. Wzmianki sugerują, że jądrem rodowej władzy pozostaje Krotoszyn (wieś pod Pakością), a wizyty w samym Barcinie są rzadkie: pewny jest 25 VIII 1615 r. (Andrzej Krotoski) oraz 21 I 1719 r. (Aleksander Szygowski). Skoro jest gospodarz, musi być i rezydencja: w źródłach mowa o dworze „zwanym zamkiem” – zapewne wydzielonej, odgrodzonej strukturze dominującej nad tkanką miejską. To obraz miasta prywatnego w praktyce: ośrodek z rynkiem i instytucjami, ale w cieniu dworskiego dziedzińca i z pańską nieobecnością, która nie osłabia kontroli.
Gdy właściciel jest poza miastem, jego prerogatywy dzierży namiestnik. W księgach widać konkretnych ludzi i funkcje: Mikołaj Przedpolski jako namiestnik (1568, 1598), Jan Czechowski – namiestnik (1580, 1584), Malcher Berna – podstarości barciński (1595), Piotr Strześkowski – podstarości (1655), obok nich „urzędnicy Jego Mości” (Józef Gosiewski 1593 i 1601; Jakub Wiglewski 1608) oraz dworscy „słudzy J.M.”. Układ kompetencji nie jest opisany wprost, lecz z kontekstu wynika, że podstarości mógł pełnić funkcje sądowo-policyjne, a namiestnik – gospodarcze; to ostrożna rekonstrukcja oparta na równoległym występowaniu urzędów. Dwór to nie tylko tytuły – to stała obecność pełnomocników wpisujących polecenia „do ksiąg wójtowskich”.
Relacje poddanych z właścicielem kształtuje praktyka suplik. Prośby i skargi spisywane „w górę” potrafią obchodzić instancje: zamiast zaczynać w urzędzie niższym, mieszkańcy idą prosto do pana, jak do organum odwoławczego. Ta nieformalna ścieżka bywała karana grzywną, gdyż porządek jurysdykcyjny wymagał stopni. Wzór komunikacji dobrze streszcza dworska formuła: „Przed nasz urząd wójtowski oblicznie przyszedł… sługa J.M. pana… będąc od J.M. posłany w księgi wójtowskie to zapisać” – słowo po słowie widać, jak dwór rozporządza, a miasto notuje. Papier staje się narzędziem zależności.
Na tym tle wyraźniej rysuje się sens „samorządu miejskiego”. Ustrój można było określić w akcie lokacyjnym lub osobnym piśmie właściciela, ale autonomia w epoce staropolskiej zaczyna się zwykle dopiero od wykupu wójtostwa dziedzicznego. W miastach prywatnych wójtem dziedzicznym bywa sam właściciel; gdzie indziej działa tylko wójt sądowy z nominacji. Po wykupie rada miejska zyskuje wpływ na urząd, choć nierzadko landwójta nadal powołuje pan lub jego pełnomocnik. Historia barcińskiego „samorządu” jest mglista, ale ramy systemu są jasne: miasto działa, dwór decyduje, a między nimi krąży księga, która utrwala reguły i wyjątki.
W Barcinie władztwo właścicielskie nie gasi miejskiej energii – organizuje ją. Ród Krotoskich daje początek, dwór/„zamek” wyznacza hierarchię, namiestnicy i podstarości spinają codzienność, a supliki uczą, że nawet w cieniu pana mieszczanie potrafią szukać sprawiedliwości. Taki jest model miasta prywatnego: rynek i rada pracują, lecz oś decyzyjna biegnie przez dziedzińce właścicieli – od wpisu do wyroku.
Instytucje kształtujące miasto
Barcińskie centrum duchowe tworzył kościół św. Wojciecha i Mikołaja z przylegającym cmentarzem. Od końca XVII wieku działał równolegle kościół św. Jakuba Większego, również z własnym miejscem pochówku. Przy dawnym kościele św. Wojciecha mieściła się plebania z rolą i łąką, co pokazuje, że zaplecze parafii było realnym, gospodarczym zasobem, a nie tylko adresem na marginesie miasta. Te szczegóły to nie drobiazgi – infrastruktura sakralna organizowała przestrzeń, pamięć i rytm wspólnoty.
O statusie w sieci kościelnej świadczą listy świątyń diecezji włocławskiej z 1577 r., w których pojawia się Barcin, oraz późniejsza wizytacja biskupa Stanisława Karnkowskiego (1585), nazywająca miasto wprost „oppido”. Ten język kancelarii kościelnej jest oszczędny, ale precyzyjny: wskazuje włączenie ośrodka w porządek diecezjalny i potwierdza miejski charakter miejscowości. Równocześnie od XIII wieku Barcin pełnił rolę centrum parafii miejsko-wiejskiej; w II połowie XVI w. należały do niej m.in. Barcin-Wieś, Ptur, Pturek i Knieja, a w latach 1574–1584 przyłączono Dąbrówkę i Złotowo – później zasięg poszerzono o Julianowo.
W połowie XVI stulecia miejscowy krajobraz intelektualny ożywiła szkoła pod kierunkiem Braci Czeskich, nauczająca w języku polskim. To ważny sygnał: szkolnictwo wpisywało małe miasto w krwiobieg idei, dyscyplinowało młodzież i dostarczało kadr dla kancelarii i ołtarza. W realiach miasteczka prywatnego taka szkoła była pomnażaniem kapitału społecznego – inwestycją w umiejętność czytania, rachowania, prowadzenia ksiąg. Instytucja ta stawiała Barcin w gronie ośrodków, które – mimo skromnej skali – tworzyły zaplecze kulturowe regionu.
Z punktu widzenia historii miast Barcin klasyfikuje się na styku III–IV grupy: ośrodek rynku lokalnego z przywilejami jarmarcznymi, szpitalem, kościołem parafialnym i szkołą, ale bez aspiracji do handlu międzynarodowego. Tę drabinę opisali badacze miast, podkreślając, że granice między grupami są płynne – Barcin może przynależeć do obu poziomów naraz. W województwie kaliskim, do którego należał, miast III kategorii było 32 (ok. 1000 osób/miasto), a IV – 51 (ok. 400 osób/miasto); to tło demograficzne pomaga zrozumieć, gdzie lokował się potencjał Barcina i jakie funkcje mógł realnie dźwigać.
Wspólna perspektywa ołtarza, szkoły i rynku pokazuje ośrodek, który – choć mały – był trwale zakorzeniony. Dwa kościoły, parafia obejmująca okoliczne wsie, plebania z zapleczem rolnym i szkoła Braci Czeskich tworzyły ekosystem instytucji: dawały rytm świętom i nauce, porządkowały pamięć i granice, a zarazem kształciły ludzi zdolnych unieść codzienną biurokrację i handel. W efekcie Barcin jawi się jako węzeł lokalnej wspólnoty – miasto parafii i szkoły, w którym funkcjonalna pozycja nie wynika z rozmiaru, lecz z gęstości instytucji i ich konsekwentnego działania.
Na podstawie: Frąś M., 2018, Studia z dziejów Barcina w okresie staropolskim


