Województwo sandomierskie. Wydajność wybranych wielkich pieców w końcu XVIII w. (1782)

W XVII i XVIII wieku polskie hutnictwo, mimo inwestycji i modernizacji, pozostawało mało wydajne. Wielkie piece osiągały niskie uzyski surówki, a produkcja znacznie odbiegała od poziomu krajów Europy Zachodniej.
Województwo sandomierskie. Wydajność wybranych wielkich pieców w końcu XVIII w. (1782)

Historia rozwoju pieców hutniczych na ziemiach polskich to opowieść o ciągłych próbach dogonienia zachodnioeuropejskich standardów, które mimo licznych wysiłków wciąż pozostawały poza zasięgiem. Na początku XVII wieku krajobraz hutniczy w Polsce zdominowany był przez skromne dymarki — niewielkie piece, których możliwości produkcyjne były mocno ograniczone i nie pozwalały na osiąganie większej skali przemysłowej. Według danych Józefa Osińskiego, przeciętna roczna produkcja jednej dymarki wynosiła zaledwie 6,5 tony żelaza, co przy ich łącznej liczbie 41 (w roku 1781) dawało sumarycznie niewielki udział 6,6% w całkowitej krajowej produkcji żelaza. Pojawienie się wielkich pieców oznaczało przełom technologiczny. Największy z polskich pieców, zlokalizowany w Antoninowie, mierzył 9,5 metra wysokości i osiągał tygodniową wydajność na poziomie 8434 kilogramów surówki. Nieco mniejszą wydajność miały piece w Rudzie (7137 kg/tydzień), Wisznowie (6164 kg/tydzień) oraz Suchedniowie (6488 kg/tydzień). Z kolei „półpiec” w Bzinie dostarczał tylko 2920 kg tygodniowo, a „ćwierćpiec” w Kuźniakach zaledwie 2336 kg. Zanim jednak osiągano pełną wydajność, piec potrzebował od 4 do 5 tygodni pracy. Surówkę spuszczano dwukrotnie dziennie, co dawało średnio 14 gęsi żelaza tygodniowo o łącznej masie około 4542 kg.

Wielką barierą dla wydajności był jednak niski uzysk metalu z rud. W Suchedniowie wynosił on zaledwie 33,3%, natomiast w Stąporkowie jeszcze mniej – tylko 20,8%. Dla uzyskania jednej tony surówki zużywano tam aż 3,71 tony węgla drzewnego. Proces ten był nie tylko nieefektywny, ale również bardzo zasobożerny. Kampanie pieców trwały średnio 40 tygodni w roku, lecz zdarzały się wyjątki – piec w Stąporkowie pracował bez przerwy przez 105 tygodni, produkując w tym czasie 866,7 tony surówki. Istotną część produkcji stanowił odzysk surówki ze żużla. W Janowie, dzięki użyciu specjalnych stęp do kruszenia żużla i wypłukiwania metalu, odzyskiwano rocznie 12 916 kg surówki, co stanowiło od 2,5% do 5% całorocznej produkcji. Surówka była w dwóch typach – szara, zawierająca 3,5–4,5% węgla i 2–3% krzemu, oraz biała, o niższej zawartości krzemu (około 1%) i wykorzystywana głównie do świeżenia we fryszerkach.

 

 

 

Pomimo tych wysiłków polskie hutnictwo pozostawało daleko w tyle za europejskimi sąsiadami. Według danych z 1781 roku, Polska wyprodukowała jedynie 6500 ton surówki, podczas gdy Prusy – 15 000 tonFrancja – 70 000 tonAnglia – 80 000 ton (plus import 50 000 ton z Rosji i Szwecji), a Rosja aż 130 000 ton. Nawet intensywne inwestycje ze strony duchowieństwa i magnaterii, jak budowa pieców w Szałasie (1774)Samsonowie (1778)Starachowicach (1789) czy Tomaszowie (1788), nie pozwoliły zniwelować tej różnicy. Jakość polskich rud żelaza nie sprzyjała wydajnej produkcji, a częste straty surówki razem ze żużlem dodatkowo pogarszały bilans. Uzysk metalu był zdecydowanie poniżej poziomów notowanych w Europie Zachodniej. Także konstrukcje pieców, choć wzorowane na niemieckich i francuskich, nie osiągały takich wyników jak ich pierwowzory. Najwyższa notowana wydajność w Polsce to 8434 kg tygodniowo w Antoninowie, podczas gdy w bardziej rozwiniętych krajach wartości te były wyższe. W sumie, pomimo prób modernizacji i stosowania wzorów obcych, efektywność hutnictwa żelaza w Polsce na przełomie XVII i XVIII wieku pozostała na niskim poziomie.

 

Na podstawie: Piaskowski J., Hutnictwo i odlewnictwo [w:] Orłowski B., 1992, Z dziejów techniki w dawnej Polsce
Zobacz najnowsze mapy