„...Inwazja wojsk transylwańsko-kozackich w 1657 roku była ostatnia odsłona tragicznych wydarzeń „potopu” na obszarze województwa ruskiego, a zachodnia część województwa ruskiego, w tym ziemia przemyska, należała do najbardziej zniszczonych jego części podczas tej operacji militarnej. Krokiem wstępnym w kierunku ścisłego współdziałania księstwa Siedmiogrodu i Wojska Zaporoskiego na polu wojskowo-politycznym było podpisanie układu sojuszniczego w Gyulafehérvár (obecnie Alba Julia w środkowo-wschodniej Rumunii)...”.
„...Na mocy tego układu defensywno-zaczepnego, skierowanego przeciw Rzeczypospolitej, obie strony gwarantowały sobie dodatkowo pomoc militarną na wypadek zagrożenia ze strony Moskwy i Krymu. W intencji starszyzny Wojska Zaporoskiego i samego Bohdana Chmielnickiego wspomniana umowa miała zneutralizować niebezpieczeństwo izolacji Kozaczyzny na arenie międzynarodowej po rozpoczęciu w sierpniu 1656 roku rokowań miedzy przedstawicielami Rzeczypospolitej i Rosji w Wilnie. W dniu 18 stycznia 1657 roku gotowa do rozpoczęcia inwazji na Rzeczpospolitą armia księcia Jerzego II Rakoczego opuściła miasto Visk nad Cisą, rozpoczynając powolny marsz w kierunku granicy przebiegającej głównym pasmem karpackim. Pochód sił siedmiogrodzkich w kierunku granicy z Rzeczypospolitą odbywał sie doliną rzeki Talabor przez Urmözö i Kövesliget. W dniu 20 lutego wojska inwazyjne osiągnęły Imsad, gdzie przebywały i wypoczywały przez 5 kolejnych dni, a część oddziałów została cofnięta w rejon Ökörmezo. Niebawem jednak, wraz z postępowaniem w najwyższe partie Bieszczadów Wschodnich, oddziały siedmiogrodzkie musiały zmagać sie z utrudnieniami spowodowanymi przez obfite opady śniegu i znacznym ochłodzeniem. W awangardzie całego zgrupowania posuwał sie wydzielony oddział liczący około tysiąca dragonów, kierowany osobiście przez wodza naczelnego wojsk siedmiogrodzkich Jánosa Kemény’ego. W dniu 22 lutego Kemény w towarzystwie Gábora Bakosa opuścił Imsad, realizując zadanie opanowania i zabezpieczenia Przełęczy Wereckiej (974,5 m n.p.m.), przez którą prowadził ważny trakt transkarpacki wiodący w kierunku Stryja...".
„...W dniu 28 stycznia oddziały Kemeny’ego osiągnęły i zabezpieczyły Przełęcz Werecką (Skolską), a następnie posuwały się w kierunku północnym, wchodząc w dolinę Oporu. W ostatnich dniach stycznia konnica siedmiogrodzka podążała przez wsie Oporzec, Tarnawke k. Skola, Sławsko, Tuchle i Skole, by dotrzeć w końcu do Synowódzka Wyżnego położonego w widłach rzeki Stryj i Opór. Podległe Kemény’emu formacje kawalerii w trakcie pierwszej fazy przemarszu w kierunku Synowódzka Wyżnego zachowywały sie poprawnie, nie wyrządzając żadnych szkód zaskoczonej pojawieniem sie obcych wojsk ludności cywilnej. Wydaje sie, że po wkroczeniu na terytorium Rzeczypospolitej książę Rakoczy rzeczywiście próbował utrzymywać swoich żołnierzy w dyscyplinie, zakazując krzywdzenia miejscowych. Było to podyktowane nie tylko względami propagandowymi, lecz również chęcią zyskania poparcia miejscowej szlachty, która mogła wystąpić przeciwko oddziałom siedmiogrodzkim. W zamian za zachowanie neutralności i dostarczanie zaopatrzenia wojskom książęcym, szlachta zamieszkująca powiat stryjski otrzymała gwarancje bezpieczenstwa...”.
„...Najazd siedmiogrodzko-kozacki z 1657 roku był ostatnią operacjaą militarną na obszarze województwa ruskiego, który dotknął ziemi przemyskiej w przełomowym dla Rzeczypospolitej okresie 1648-1660. Działania prowadzone na terytorium ziemi przemyskiej w lutym i marcu 1657 roku przez siły transylwańsko-kozackie spowodowały znaczne straty materialne zarówno na terenach wiejskich, jak i w miastach. Skala zniszczeń wywołanych przez oddziały nieprzyjacielskie skłania do porównania omówionej powyżej operacji militarnej pod względem skutków społeczno-gospodarczych do większych najazdów tatarskich, które miały miejsce w 1620, 1621 i 1626 roku. Rozmiary zniszczeń były jednak mimo wszystko wyraźnie niższe od konsekwencji największych rabunkowych operacji tatarskich mających miejsce wczesnym latem 1624 czy jesienią 1648 i 1672 roku. Znaczne zniszczenia i straty materialne w ziemi przemyskiej, spowodowane przez oddziały siedmiogrodzko-kozackie nie były uwarunkowane, jak w przypadku najazdów ordyńców, dużą ruchliwością i mobilnością formacji tatarskich, gdyż sprawność i szybkość transylwańsko-kozackich oddziałów sojuszniczych była wyraźnie niższa od czambułów stepowców. Okolicznością, która pozwoliła siłom inwazyjnym na długotrwałe przebywanie na terytorium zachodniej częścią Rusi Czerwonej, był brak na tym obszarze wystarczająco silnych wojsk polskich zdolnych stawić skuteczny opór napastnikom. W tym kontekście warto zauważyć, ze średni dystans dzienny pokonywany przez armie siedmiogrodzko-kozacką podczas jej przemarszów wynosił tylko około 15 kilometrów. Zatem to właśnie stosunkowo długi okres przebywania oddziałów wroga na terenie ziemi przemyskiej oraz dość powolne ich przemieszczanie sie były, obok celów taktycznych i chęci wzbogacenia sie żołnierzy na drodze grabieży, najistotniejszymi czynnikami umożliwiającymi wywołanie dużych zniszczeń...”.